Nigdy nie myślałam, że wezmę udział w programie MasterChef, a co dopiero o tym, że napiszę własną książkę. Do programu zapisał mnie mój mąż. Sama nigdy bym się nie odważyła na tak wielki krok – zbyt mała wiara w siebie i swoje umiejętności, mimo że wszystkie bliskie mi osoby zawsze sugerowały, że powinnam zacząć profesjonalnie gotować. Jednak rok 2023 jest dla mnie przełomowy. Skończyłam 30 lat i spełniło się to, o czym nawet nie śmiałam marzyć. Wystarczyło tylko otworzyć się, wyznaczyć sobie cel, uwierzyć, że się da i bardzo tego chcieć. W tej czasami niełatwej drodze do sukcesu pomogło też moje nastawienie. Każde potknięcie traktowałam jako krok w stronę sukcesu. A małe zwycięstwa w duchu mocno celebrowałam.
Od kiedy zaczęła się moja pasja gotowania? Nie wiem. Podejrzewam, że było to tak naturalne, że sama tego po prostu nie zauważyłam. Na pewno przełomowym momentem było poznanie mojego męża. Dzięki niemu zaczęłam szukać i odkrywać nowe smaki. Często ulepszałam jego dania, które były smaczne, ale mogły być smaczniejsze i na pewno lepiej się prezentować. Wielokrotnie odtwarzałam dania przyjaciół, rodziny czy dania z restauracji, do których chodziliśmy.
Uważam, że moja miłość do gotowania powstała dzięki mojej rodzinie i przyjaciołom. Od zawsze uwielbiałam spędzać czas, otaczając się dobrymi ludźmi. Co za tym idzie? Często spotykamy się przy suto zastawionym stole. Myślę, że wzięło się to z dzieciństwa, kiedy nie było weekendu, w którym nie spotkalibyśmy się w rodzinnym gronie.
Tak szczerze mówiąc, dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że w moim rodzinnym domu zawsze szanowało się kulturę jedzenia. Codziennie był obiad i wspólne siadanie do stołu. Nikt nie jadł przed telewizorem na kanapie. Czy trwało to 5, czy 20 minut – zawsze była to chwila poświęcona tylko jedzeniu i rozmowie. Ten zwyczaj praktykuję do dziś.
W rodzinnej kuchni od strony zarówno mamy, jak i taty rządzą kobiety, a każda z nich to taka Zosia Samosia. Wszystko zrobią najlepiej same, żeby można było po prostu zasiąść do stołu i zjeść. Nie było przekazywania tradycyjnych przepisów, ale zawsze był smak, którym staram się kierować.
W tej książce, drogi Czytelniku, znajdziesz dania i smaki, które teraz są najbliższe mojemu sercu. Dlaczego podkreślam, że teraz? Jestem osobą, która nie lubi się ograniczać i szufladkować.
To, co dziś mi bardzo smakuje, jutro może wejść na inny poziom i inaczej będę łączyła smaki. Mam nadzieję, że moje dania będą dla Ciebie zachętą do tworzenia własnych potraw. Do otworzenia się na no we smaki i połączenia. W kuchni lubię eksperymentować, więc książki kucharskie, które kupowałam, były dla mnie wielką inspiracją. Musiały mieć piękne ilustracje dań, na których się wzorowałam. Zazwyczaj jednak czytałam tylko skład i robiłam wszystko według własnej fantazji.
Trzymania się gramatur nauczyłam się dopiero, kiedy poznałam męża, przy wypiekaniu pierwszego chlebka, który również zrobiłam „na oko” – i wyszła kompletna katastrofa. Wtedy przyznałam, że faktycznie, po to ktoś napisał przepis, żeby się go trzymać. Tak czy siak – zachęcam do improwizowania.
Patrzcie, czujcie i kosztujcie.